PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=469476}

Diuna

Dune
7,7 156 163
oceny
7,7 10 1 156163
7,3 53
oceny krytyków
Diuna
powrót do forum filmu Diuna

Paul jest piękny, Jessici też bym z łoża nie wyprosiła, Duncan uroczo nijaki. Nawet zdegenerowani Harkonnenowie są na swój pokręcony sposób pociągający. Kostiumy i modele CGI też ładne – efekty poszły mocno do przodu. Tylko, że suma tych całkiem atrakcyjnych elementów nie składa się na żadną ciekawą opowieść o wielkiej polityce, zemście, dojrzewaniu do roli przywódcy, konflikcie powinności, wreszcie religijnym szaleństwie. Wszystko nużąco wtórne, przeładowane. Dla nastoletnich fanek Chalamet i jego sny o koleżance. Dla nastoletnich fanów Warhammera i podobnych nawalanek – pojedynki. Dla oporowych fanów Herberta – efekciarski remake. Dla widzów poszukujących ciekawej fabuły i oryginalnych kreacji – nic, prócz zgrzytania piachu między zębami. Obie poprzednie wersje poza zasięgiem Villeneuve’a. Baronowie Iana McNeice’a i Kennetha McMillana nie do pobicia. Feyd-Rautha Stinga wciąż najseksowniejszym wariatem w tej części Galaktyki... i tylko kosmicznej kasy szkoda.

ocenił(a) film na 6

Nie da sie ukryc,troche efektow i tyle.

ocenił(a) film na 5

Mnie też uderzyła nijakość tego filmu, jego ilustracyjność. Tak spieprzyć taki materiał? To chyba tylko Villeneuve potrafi.

Gdyby Denisa interesowała jednak treść, a nie napawanie się obrazkami z podniosłą muzyczką/muzyką akcji w co drugiej scenie. Zresztą, tu obrazków też ciekawych nie ma. 80% filmu stanowią puste, sterylne pomieszczenia, w których ledwo co widać, a jak już widać to i tak okazuje się, że właściwie nie ma na co patrzeć.

użytkownik usunięty
Van_Etten

Rozumiem Twój punkt widzenia. Uważam, że to celne uwagi. Kilkukrotnie czytałam oryginał, jak również część kontynuacji, „Mesjasz Diuny” i jeden z prequeli, „Ród Atrydów”, autorstwa syna Herberta, Briana i Kevina J. Andersona. Historia bardzo mnie wciągnęła, ale wraz z lekturą pojawiło się w końcu znużenie, bo zdałam sobie sprawę, że to klasyczne odcinanie kuponów. Dopóki twórcze, było w porządku, ale z czasem miałam pogłębiające się wrażenie, iż czytam wciąż to samo. Herbert musiał mocno ponaginać logikę, żeby móc pchnąć akcję ponad dwadzieścia tysięcy lat w przyszłość. Prawdę rzekłszy, odniósł w tym względzie jedynie połowiczny sukces, bo „Diuna” to w gruncie rzeczy rozbudowana antyczna tragedia, zręcznie doprawiona technologicznym zajzajerem. Bardzo wątpliwe, by ludzie z tak odległej przyszłości w ogóle przypominali nas samych. Czytając opracowania historyczne, np. dotyczące Rzymu, może nam się wydawać, że jakoś byśmy się odnaleźli, mogąc cofnąć o te dwa milenia, ale to oczywiście tylko iluzja, bo choć bazowe uczucia i motywacje moglibyśmy zrozumieć, to mentalność ukształtowana w całkowicie odmiennych warunkach stanowiłaby dla nas nieprzeniknioną barierę. Cóż dopiero mówić o istotach dysponujących techniką umożliwiającą podróże międzygwiezdne, tworzących wieloukładowe imperia. Nie zmienia to faktu, że Herbert bardzo sprawnie i konsekwentnie utrzymywał wewnętrzną spójność swego uniwersum. Niestety, film Villeneuve’a grzeszy podwójnie. Z jednej strony schlebia fanom, głównie zasypując ich gadżetami znanymi z kart powieści, z drugiej nie ma odwagi, a podejrzewam, że również pomysłu, jak nadać tej historii jakiś indywidualny, twórczy wymiar, tak, jak zrobił to Lynch. Efekt jest taki, jak widać – zlepek mniej lub bardziej dopracowanych obrazków, wypranych z emocji, rażących sztucznością, lekkostrawna lukrowana pasza. Przede wszystkim zaś pretekst dla uruchomienia gigantycznej machiny finansowej, dającej możliwość nawiązania współpracy z masą ludzi, którzy mogą się jeszcze okazać przydatni w przyszłości. 165 mln dolarów, to ponad 700 mln złotych, kinematograficzne samodzielne „państewko”, a zatem władza, której zasięg wykracza daleko poza omawiany projekt. Jakiekolwiek ambicje artystyczne, o ile takowe w ogóle występowały, musiały ustąpić biznesowym realiom. To się musi zwrócić i zarobić, bo inaczej będą kłopoty, które mogą pogrążyć wielu zaangażowanych w przedsięwzięcie.

Rewelacyjnie się czyta to co i jak piszesz. Nie prowadzisz jakiegoś bloga? ;)

użytkownik usunięty
konrac

Prowadziłam, ale Filmweb hurtem wszystkie blogi skasował. Pewnie nikt nie chciał tego czytać i szkoda im było płacić za miejsce na serwerach.

Wielka szkoda :(

ocenił(a) film na 5

Fuji, Ty się tu marnujesz, Moja Droga. Dużo energii zużywasz na coś, co i tak nie ma sensu - jak sama to zauważasz. Piszesz na poziomie dobrego recenzenta filmowego; nie próbujesz sprzedawać komuś swoich tekstów, miast mitrężyć czas na tych forach (ok, rozumiem walory i konieczności edukacyjne)? inna rzecz - że naprawdę ciekawe analizy filmów w pismach są już właściwie nie obserwowane. Recenzje blogerów czy nawet tzw. dziennikarzy filmowych to są właściwie materiały promocyjne. Smutne czasy nastały.

ocenił(a) film na 5
jos_fw

A może spróbuj na FW - wprawdzie chyba za to nie płacą, ale przydałby się jakiś alternatywny i dobrze umotywowany głos nt. takich pseudoarcydzieł, jak film Villeneuve. Bo tu "krytycy" śpiewają niestety chórem.

użytkownik usunięty
jos_fw

Dziękuję. Taki komentarz z Twojej strony ma dla mnie wyjątkowe znaczenie. Moja sytuacja pod wieloma względami jest raczej nietypowa. Żyję daleko poza strefą przymusu ekonomicznego, ale doskonale pamiętam, co znaczy chcieć mieć i nie mieć. W moim świecie takich rzeczy się nie zapomina, albo marnie kończy. Tu mogę wejść w kontakt z ludźmi, których w realu nigdy nie mogłabym spotkać i rozmawiać o sprawach, do których ci z mojego otoczenia, z bardzo złożonych powodów, nie przywiązują wagi. Złota klatka, to wciąż klatka. Ma swoje wady i zalety, jak wszystko. Jedną z zalet jest mnóstwo wolnego czasu, np. na spacery z dziećmi, treningi, albo pisanie bez zobowiązań.

ocenił(a) film na 8

Co zrobić, żeby też tak mieć?

użytkownik usunięty
Kandara

To bardzo osobiste pytanie i chyba nie mam więcej ochoty tego roztrząsać na Filmweb.

ocenił(a) film na 8

Poprostu ja też chcę tak żyć... A mówią pytaj, to ci podpowiedzą, ale widać jednak nie mają ochoty ci pomóc

użytkownik usunięty
Kandara

Po prostu nie wiesz o czym mówisz, zwłaszcza jeśli traktujesz poważnie swoje pytanie. Ja go poważnie traktować nie umiem.

ocenił(a) film na 8

Traktuję... Bo wiesz, też chcę żyć poza przymusem ekonomicznym. To chyba łatwo zrozumieć... Tak myślę

użytkownik usunięty
Kandara

Takie życie potrafi być bardzo kosztowne, to też chyba łatwo zrozumieć. Myśl dalej, bo na razie to, co myślisz skazuje Cię na błądzenie po stronach Filmweb i nawet o włos nie przybliża do zrozumienia. Nie pisz do mnie więcej.

ocenił(a) film na 8

Co za arogancja. Btw kosztowne to jest martwienie się o pieniądze.

użytkownik usunięty
Kandara

Arogancja, to jest próba grania komuś anonimowo na nosie, udając, że szukasz rozwiązania problemów, których nie masz i wedle wszelkiego prawdopodobieństwa mieć nigdy nie będziesz. Wielu się wydaje, że potrafiliby sobie radzić z fortuną, ale to tylko iluzje. Większość bogaczy, których było mi dane spotkać tego nie potrafi, więc tylko cierpią, otoczeni wianuszkiem ludzi czekających na ich błąd lub po prostu śmierć, a życie spędzają w prawniczych kancelariach i na salach sądowych. Otrząśnij się z serwowanych przez Hollywood bredni. Bogaci, którzy chcą coś po sobie zostawić, pracują czasem znacznie ciężej, niż byliby to sobie w stanie wyobrazić podobni Tobie marzyciele. Bogactwo, to odpowiedzialność za los wielu osób zależnych, którym konieczność zarobkowania trzeba zorganizować. Podobne biadolenie słyszałam tysiące razy, nigdy go nie traktowałam serio i jak dotąd nigdy się nie pomyliłam, co do lamentujących. Ludzie, którzy chcą coś w życiu osiągnąć, na pewno nie szukają rad na Filmweb. Jeśli cokolwiek do Ciebie dotarło, to nie zawracaj mi więcej głowy.

ocenił(a) film na 8

Czyli mam rację, arogancja i zwykła pogarda dla zwykłego człowieka, który chciałby troszkę pożyć, bez marwitwniwnia się czy starczy mu do końca miesiąca. Zupełnie jakby od podzielania się radą, miałoby ci ubyć... A ja tylko chcę być wolna i mieć fajne życie. Tyle

ocenił(a) film na 8

Btw; może gdyście podzieli sekretem majątku, to ta odpowiedzialność by spadła? To musi być fajne wiedzieć ile możesz. Musi

ocenił(a) film na 8

Zresztą sama piszesz, że masz dużo czasu, więc gdzie ta praca?

użytkownik usunięty
Kandara

Bzdury pleciesz. Wolność to pojęcie bardzo względne. Przeważnie w omawianym kontekście ludzie mówią „wolność”, a chodzi im po prostu o to, żeby mieć pieniądze i nie pracować. Fajne życie, to nie kwestia pieniędzy i dopóki tego nie pojmiesz, fajne życie będzie Cię omijać szerokim łukiem. Napisałam też: Moja sytuacja pod wieloma względami jest raczej nietypowa. Tyle. Z tego, co piszesz wynika, że jesteś przypadkiem bardzo typowym. Oby los oszczędził Ci dowodów na to, jak bardzo, bo wtedy dopiero dopadnie Cię prawdziwa bieda. Marzyć możesz darmo.

ocenił(a) film na 8

Ale na co w tym złego? Tak właśnie o to mi chodzi, a z twojej wypowiedzi wnioskuje, że właśnie to masz, więc pytam, bo nie często się zdarza spotkać kogoś takiego. Zresztą jest to zwyczajnie intrygujące, więc czuję się równie zazdrosna, co ciekawa. Jednak nie zgodzę się, że fajne życie to nie kwestia pieniędzy, bo tak się składa, że wszystko kosztuje. Jedzenie, mieszkanie, ubranie, pasje... Dlaczego pieniądze są mega ważne, otwierają wiele drzwi i drug. To one pozwalają się rozwijać i to brak martwienie się o one, sprawia, że można mieć inne, bardziej gorlotne problemy... Chciałam bym takie problemy

ocenił(a) film na 8
Kandara

Dróg* oczywiście coś mnie zaćmiło

użytkownik usunięty
Kandara

Być może „drug” (zaćmiło Cię i owszem, bardziej niż przypuszczasz), ale wiele dróg i drzwi zamykają na dobre. Powtarzasz obiegowe miazmaty ludzi, którzy o pieniądzach jedynie marzą. Pieniądze nikomu nie zamykają, ani nie otwierają żadnej naprawdę istotnej ścieżki rozwoju. Właśnie: „wszystko kosztuje”, to Ci próbuję przekazać i raz za razem, odbija się ta prawda od Ciebie, a dzieje się tak, bo nie rozumiesz, co to znaczy. Tobie się marzy żywot próżniaczy, ale to żaden „rozwój”. Bogaci najczęściej zamieniają problemy golców, na problemy bogaczy. To wszystko.

https://www.youtube.com/watch?v=j4mX9bpI3vg

ocenił(a) film na 8

Ale jest cena i cena. I myślę sobie, że coś takiego mogłam zapłacić. Bo pieniądze niby szczęścia nie dają, ale lepiej płakać w BNW niż na rowerze, choć lubię rowery. Zasadniczo zauważyłam, że o tym, że pieniądze nie są zbyt ważne mówią osoby, które je mają, co może brzmieć trochę jak "tak naprawdę to nie, ale lepiej żebyś w to wierzył, bo my musimy mieć tanią siłę roboczą, żeby bogacić się dalej"
"Pieniądze nikomu nie zamykają, ani nie otwierają żadnej istotnej ścieżki rozwoju" ależ tak otwierają. Nauka zwykle kosztuje pieniądze

ocenił(a) film na 8

No i pytam, żeby przestać tylko marzyć. Czemu mną gardzisz? Bo ich nie mam?

użytkownik usunięty
Kandara

Mając dostęp do Internetu, masz też w zasięgu ręki np. słownik, a nie korzystasz. Spotykałam absolwentów najlepszych uczelni na świecie, którzy nic z kosztownych studiów nie wynieśli, oprócz silnego przekonania, że skoro zdobyli dyplom, za który zapłacili rodzice, to teraz już mogą sobie spokojnie odpuścić jakikolwiek rozwój. Kończyli rozmaicie, np. w nieudanych, aranżowanych małżeństwach, na wirtualnych stanowiskach w zarządach firm kontrolowanych przez rodziców. Inni na podłogach drogich klubów, we wrakach rozbitych samochodów. Wszyscy w mniejszym lub większym stopniu pozostawali niewolnikami fortun, które mieli kiedyś odziedziczyć. Tak jak Ty, marzyli o wolności, tyle, że w drugą stronę i oczywiście bez konieczności rezygnacji z luksusu. Mogłam też przyjrzeć się dzieciom, które wyszły z biedy, jakiej większość ludzi nawet nie potrafi sobie wyobrazić, a mimo to odnoszącym sukcesy, tak zawodowe, jak i w związkach. Te, z którymi nadal mam kontakt, radzą sobie całkiem dobrze, bo nikt ich nie skrzywił, zakorzeniając w umysłach zgubną iluzję: bogaty jest wolny, ponieważ nic nie musi, a wszystko może. To tak nie działa. Nie gardzę Tobą, tylko nie zamierzam podsycać Twoich tragicznie błędnych wyobrażeń. Duże pieniądze prawdopodobnie by Cię zniszczyły, ale się nie dowiesz, dopóki nie zaczniesz zarabiać, a na razie to Cię nie interesuje, więc marnujesz tu czas, wypytując o przepis na bogactwo bez konsekwencji. Twoja bieda nie wynika z braku pieniędzy czy możliwości, tylko sposobu myślenia o sobie, pieniądzach i ich realnym znaczeniu, w tym o mnogich ograniczeniach, jakie narzuca bogactwo. Widzisz tylko kolorową iluzję.

ocenił(a) film na 8

Piszę na telefonie. Trudno mieć na nim otwarte 2 strony jednocześnie. To co odpisujesz właśnie kojarzy mi się z filmem, z takim np. Wilkiem z Wall street. Aranżowane małżeństwo nie brzmi tak źle, podobnie jak stanowisko w zarządzie firmy kontrolowanej przez rodziców. Tyle, że się o tym niestety nie przekonam, bo moi rodzice nie mają firmy... Ale dla mnie to brzmi jak ustawienie na całe życie. I co bym takiego straciła? I tak nie mam przyjaciół...
Ok, nie było i nie ma u mnie jakieś wielkiej biedy, ale jednak często słyszałam, że nie można kupić tego i tego, bo trzeba kupić to i to, albo coś podobnego. I co? Dziwisz się mojemu podejściu do pieniędzy i postrzeganiu ich jako warunka wolności? A myślę, że nie zniszczyły by mnie, tylko pozwoliły naprawdę żyć. Tylko, że nie mam pomysłu na zarabianie tych naprawdę dużych.

ocenił(a) film na 8

Dodatkowo kiedy piszesz o ograniczeniach nie podajesz konkretów. Więc pytam, jakie to niby ograniczenia? Przecież wszystko co związane z rozrywką i stylem życia można kupić.

użytkownik usunięty
Kandara

Najbardziej stylowe i rozrywkowe życie też kończy się śmiercią. Bogacze zawsze odchodzą z pustymi rękami, jak biedacy. Często samotni i znienawidzeni, do końca nie rozumiejąc, dlaczego ich życie znajduje taki właśnie kres. Dzieje się tak m.in. dlatego, że nigdy nie pojęli znaczenia własnej pozycji i w gruncie rzeczy zawsze myśleli tak, jak Ty. Zamiast śledzić w mediach bzdety o bogatych i sławnych, spróbuj dla odmiany zainteresować się doniesieniami o skrajnej nędzy i ubóstwie, również w Polsce. Zobacz i czytaj, jak ludzie cierpią. Potem wróć do newsów o tym, co też jeszcze musisz kupić, żeby poczuć się wreszcie dobrze we własnej skórze. Jeśli to Cię nie uleczy, to zaiste, lepiej żeby Cię ominęło materialne bogactwo. Jesteś jeszcze zapewne bardzo młoda, a młodość daje to szelmowskie prawo, żeby się bezwstydnie karmić wyobrażeniem własnej nieśmiertelności. Prędzej czy później, to wszystko przeminie. Chcesz wiedzieć więcej, czytaj między wierszami i używaj wyobraźni, której protezą bywa telefon z dostępem do Sieci. Odpowiedzi podsuwane pod nos na tacy, to też jeden z luksusów, na który Cię nie stać i wbrew temu, co sobie myślisz, nie jest to żaden wykręt, tylko fakt. Nie oczekuję, że uwierzysz, to chyba niemożliwe, więc po prostu sprawdzaj. Rzeczywistość na pewno się w końcu o Ciebie upomni, obyś była gotowa. Dobranoc.

ocenił(a) film na 8

Nie jestem taka młoda. Nie licząc rodziny, ludzi też za dużo wokół siebie nie mam... Dlaczego w tym względzie nie mam absolutnie niczego do stracenia. Mogę tylko zyskać. W tym przyjaciół.Albo nie potrzebować od nikogo niczego za co nie mogłaby zapłacić. Więc mogę tylko zyskać, bo z pieniędzmi czy nie i tak pewnie umrę w samotności. Zresztą...
Tak, to wykręty, coś co brzmi "chcę, żebyś była biedna, żebyś musiała pracować całe życie na innych" a ja tak nie chcę.

Kandara

Przepraszam, wtrącam się.
O ciekawych sprawach na tym forum jednak ludzie dyskutują :)
Wasz dialog ze względu na tak różne spojrzenia staje się w jakiś sposób teatralny. Tylko publika nie dopisała i sala marna.

Kimże ja jestem, żeby odnosić się do czyjegoś prywatnego życia... W każdym razie Kandara wydajesz się przez swój (wybacz) młody naiwno-marzycielski ton(jakże piękny jest ten stan), jakbyś może jeszcze nie miała takich sytuacji, w których dochodzi się do sytuacji poważnego decydowania i ma się świadomość, że wybór musi zapaść i rzutuje na resztę życia. Być może nigdy nie będziesz nawet w świadomości takiej sytuacji, bo wszystko podzieje się "samo" zgodnie z kolejami takiego a nie innego wychowania, środowiska, schematów życia.
Dlaczego o tym piszę? W takich chwilach wychodzi jakie się ma priorytety i jaką się ma otwartość i odwagę na nowe doświadczenia. Z tego co sobie zaobserwowałem u "ogarniętych"(tak nazywam tych, co potrafią w tę bezwzględną grę po pieniądze) w tym moim skromnym żyćku, to po pierwsze ktoś najpierw musi naprawdę chcieć polepszyć swoje finanse. Potem nie czekać na nie wiadomo co, ale wręcz dążyć do tej sytuacji decyzji, zderzenia. I wtedy iść za ciosem, ale uważnie, żeby dać radę. I powtórzyć te kroki za jakiś czas, tylko na znacznie wyższym pułapie doświadczenia.
Jak to się ma do dyskusji? Jest to przykre, ale to akurat wiem bardzo dobrze: samo oglądanie fajnych filmów(wszystko piszę przez pryzmat, że jesteśmy na forum o filmach) i pisanie o nich na plebejskim forum, choćby nie wiem jak mądrze, niczego nie zmieni. Czy jakaś edukacja o filmach, skrobnięcie jakichś recenzji i tekstów branżowych i wejście w takie czy inne filmowe środowisko coś da w kierunku pieniędzy - może, choć trzeba umieć to wszystko "zmonetyzować". A to i tak oznacza zdolności mniej lub bardziej przedsiębiorcze i inne. - (Oczywiście można też zostać specjalistą w jakieś intratnej niszy czy branży i zarabiać lepiej, ale to zupełnie akurat nie pasuje mi do tematu) - A to i tak tylko jakieś pierwsze kroczki. Wiele się może w głowie zmienić. Można zacząć od bycia przekonanym do pewnej idei i trzymając się jej, dopłynąć na wyimaginowaną wyspę, ale na niej zacząć robić coś zupełnie rozbieżnego z dawnym marzeniem.
Zresztą znacznie ważniejsze od zdobywania kasy jest dobrze czuć się we własnej skórze i nie rzygać otoczeniem i tym co się robi. Oczywiście tu znów sytuacja zależy czy np. ma się dzieci(do tego chore), długi(do tego odziedziczone), przeogromną presję bliskiego otoczenia itp.
No. To piękne, że chciałabyś mieć kasę, każdy chce, ale to nie brak większych pieniędzy jest problemem tylko zwykle inne życiowe sprawy i też to co siedzi w człowieku. Zwykle wcale dużo pieniędzy nie trzeba, żeby akurat to zmienić, choć często więcej pracy i nerwów niż to, żeby zarobić. Dlatego też Fujfilm pisze tak jak pisze, że nie do końca wiesz o co biega. Ogólnie zasługuje to na szacunek, że ktoś tak poważnie odnosi się do twoich (ja bym je chyba tak odebrał niestety) dziecinnie impertynenckich pytań. Ale szczerych.

Aha, najważniejsze: nigdy nie wierz w dobre rady. Szczególnie rady anonimów z publicznych for. Chyba jedynie rady osób, z którymi ma się głębokie zżycie, z którymi nawzajem można sobie wszystko złe powiedzieć, mogą mieć jakieś znaczenie.
Więc w sumie skasuj ten post z pamięci.
(Jak ja kocham internet :))

ocenił(a) film na 8
HUtH

Gdybym tylko miała pomysł, ale tu jest problem. Nie mam żadnego, a po śmierci mamy, zostanę zupełnie sama. Jeśli chodzi o takie bliskie relację. Dlaczego potrzebuję kasy, przynajmniej jeden kłopot mniej.
W kwestii pisania o filmach to długo mnie tu nie było, tak z parę lat nie napisałam nic, a potem wyszła Diuna i jakoś tak... Ale zaraz się to skończy.

A pytam bo właśnie słyszałam, żeby pytać, że ludzie sukcesu chętnie podzielą się informacją, ale widać to jednak ja miałam rację, odpowiadając, że przecież nikt tego nie zrobi. Teoretycznie mogę odtrąbić sukces, choć jakoś tak smutno, że inni mają...

Kandara

Pomysł, pomysł... Nie chodzi o żaden pomysł, po prostu trzeba się podejmować czegokolwiek, szukać, działać i pracować, pracować, konsekwentnie, systematycznie, to się może coś wyklaruje w końcu. Tylko trzeba podchodzić do tego w perspektywie polepszania swojej sytuacji w określonym kierunku.
Nie ma co liczyć na jakichś "ludzi sukcesu" w internecie, zwykle poświęcając swój czas, który tak bardzo sobie szanują, na pomoc innym, po prostu budują swoją markę. Żeby dzięki tobie mieć jeszcze lepszą pozycję i pieniądze. Trzeba bardzo filtrować ich pozytywne komunikaty, a i tak dojdzie się do wniosku, że po prostu chodzi o robienie wszystkiego ciągle z celem jakim są sukces i pieniądze, bo to napędza i ułatwia pozbyć się hamujących refleksji. Aczkolwiek książki na takie tematy warto czytać(ale też mocno sceptycznie) i w ogóle książki trzeba czytać, edukować się.

Każdy ma inną sytuację, ty wyrażasz niepokój co do samotności(a np. ja staram się mieć jej jak najwięcej), ale na rodzinie świat się nie kończy, wręcz poza nią się zaczyna. Nie chcę wchodzić w smutne tematy na tym forum, w każdym razie każdy kiedyś umrze i nie ma sensu się tym przesadnie dołować. Tylko na tyle, żeby reszty świata zupełnie nie zasłoniło :)

ocenił(a) film na 8
HUtH

Tak, to też. Ale oczywiście, że chodzi o pomysł, bo nie każda praca, da mi to co chcę... Właściwie to większość nie da.
No wiesz... Kiedy nikt, może poza rodziną nawet nie próbuje zaprosić cię na przysłowiowe piwo... To chyba już można się bać

Kandara

No właśnie nie chodzi o jakiś wspaniały pomysł co jak zaklęcie coś zmieni. Jakaś zajawka może się pojawi(o ile się ma parcie i drąży), ale zwykle jak się już w czymś trochę siedzi czy też we właściwym środowisku i dzięki tej praktyce i/lub ludziom też w ogóle może coś z tej zajawki wyniknie.

Oczywiście że jakaśtam praca nie da ci tego co chcesz, ale trzeba się gdzieś zaczepić, najlepiej choć trochę dotykającego tego do czego ma się predyspozycje. Prace można zmieniać, ale zostają doświadczenia i znajomości(o ile się o to stara). Chodzi o to, żeby być w obiegu, pracować nie dla pracy, ale dla siebie, każdego dnia coś z tego wynosić, a nie tylko władać swój czas i siły. Ja np. obecnie pracuje dla pracy, bo to mi daje pełną stabilność, zero stresu i pewność wolnego czasu. Ale mam pełną świadomość że tak się nigdzie nie zajdzie daleko. Wiem natomiast jaka jest moc zmiany schematów zachowań i myslenia. Bo dla prostego człowieka łatwiej jest zmienić działania(ot tak, byle spróbować) i sprawdzać czy to wpłynęło na myślenie niż odwrotnie. Chyba że jest się jakimś mocarzem siły woli.

W każdym razie zacząłem znów pisać trzy po trzy, a przecież najważniejsze jest to co stawiasz na końcu. Jeśli masz jakieś większe wątpliwości i łapie cię bezradność oraz brak przekonania we własną wartość, to są od psycholodzy. Samemu trudno nawet czytając książki na ten temat się zorientować względem siebie. W każdym razie pomaga jakiekolwiek działanie. Siedzenie tu na forum i liczenie że ktoś akurat tak się będzie rozpisywał nic nie da. Tworzy się tak tylko wirtualna bańka. A trzeba realnie przeżywać. Nie przejmować się tym piwem. Przecież zamiast tego możesz zrobić tyle innych lepszych dla ciebie rzeczy. No... Ale trzeba je zrobić.

ocenił(a) film na 8
HUtH

Praca dla pracy brzmi dość utopijnie. Generalnie zauważyłam, że ludzie idealizują pracę, nadają jej wartość, której nie ma. Mówi się np. praca uszlachetniania, jest wartością dodaną, samą w sobie. Brednie. Pracuje się dla pieniędzy, już nawet niekoniecznie tych dużych, ale tych na przeżycie. I tylko to ma sens i wartość w pracy: zarabianie. Tylko, że mówi się nam co innego, żebyśmy nie domagali się za wiele. Cóż chyba mamy mentalność niewolniczą. Tak trzeba coś robić, gorzej jak się nie wie co i ma się próżnię wokół siebie. To piwo to taka metafora zupełnego braku ludzi... Ale naprawdę zupełnego. Tak, że do gadania zostaje mi forum, bo w znajomości i tak nie umiem. Może nie wiem... Ale w sumie prawie zawsze było wokół mnie dość pusto, jakoś nie przyciagałam ludzi. Na znajomości nie ma więc co liczyć.

Kandara

No cóż, jasne że nie ma co idealizować, ale też takie generalizowanie do niczego nie prowadzi. Zbytnie redukowanie moim zdaniem ogranicza refleksje i wyobraźnię. No niektórzy tego potrzebują, żeby poczuć się pewniej, ale u ciebie tchnie negatywnym podejściem. Może czujesz, że zrywasz zasłonę iluzji, ale chowasz się za inną.
Większość ludzi nie pracuje tylko dla pieniędzy. bo nie potrafi się tylko na tym skupić. Jakby tak było, to byśmy mieli totalną zapaść poza intratnymi branżami. Przecież jest całe spektrum uwarunkowań i powodów, dla których ludzie pracują(daruję sobie wymienianie, bo skończyłbym jutro). Dlatego nie napisałem "praca dla pieniędzy", ale "dla pracy", czyli z tym wszystkim, co z nią związane, choćby rutyna dnia i bycie wśród ludzi.
Dlatego to wszystko, żeby ci zasugerować, że to co się wydaje takie "niskie" i prymitywne, ma w sobie więcej(w końcu to część życia) i można to więcej obrócić tak, żeby działało na nas rozwijająco. Villeneuve przecież też pracuje. I od czegoś zaczynał, choćby nie wiem jak miałkie mu się to wydawało.
Dobrze, że sobie możesz pogadać w internetach, ale akurat to komentarzo-forum nie jest do tego dobrym miejscem. Tu nie stworzysz relacji, jeśli tego chcesz. Poza tym, powtórzę - to wirtualna bańka i świat zewnętrzny cię dopadnie :)

ocenił(a) film na 8
HUtH

I dlatego to brzmi jak utopia. Jakoś trudno mi uwierzyć w to, że ktoś sam z siebie chciałby pracować dla samej pracy i towarzystwa. Nie mówiąc już o tym, że wydaje mi się to szkodliwe dla ogółu, bo potem mamy te wszystkie staże za głodowe lub zerowe stawki, ale wpiszesz sobie do CV. I jakieś dziwne przekonanie, że motywacją do pracy nie powinny być przecież pieniądze, a tym młodym to się w głowach po przewracało, bo jak to tak, płacić za pracę? No kto to widział.
No tak Villeneuve też pracuje.... i ma z tej pracy pieniądz i sławę, a tak wielu by chciało.

Kandara

A ty w ogóle pracujesz?

ocenił(a) film na 8
HUtH

Teraz nie, ale pracowałam

Kandara

Ok. Za bardzo skupiasz się na skrajnościach, i niezbyt chce mi się to prostować. Piszesz pomijając kontekst rozwoju od niemal upadłego państwa PRL do dzisiejszego kraju o nieco lepszych perspektywach. Od czegoś trzeba zacząć, zwykle to poziom mułu(czy rzeczywiście czy subiektywnie), jest nieładnie, ale po to się to robi, żeby szybko wydostać się na brzeg. Jak się zaczyna z niczego, to żeby coś dostać, to trzeba od siebie zwykle dać więcej niż jest oczekiwane. W niepatologicznym środowisku to procentuje. Jeśli ktoś nie musiał pracować na początku na minimalnej lub niżej to bardzo dobrze, ale to nie było/jest możliwe wszędzie i zawsze. Nie znam ludzi robiących staż za darmo, skoro o nich piszesz, to może wiesz, co z nimi teraz? Bo to takie rzucanie przykładami bez pokrycia...

ocenił(a) film na 8
HUtH

Słyszałam, że wielkie stacje telewizyjne tak właśnie traktują stażystów, albo bardzo podobnie.
Odnośnie poziomu mułu, to niestety wielu na tym poziomie zostaje, bo przecież nie wszyscy mogą awansować, to jest fizycznie nie możliwe, no chyba, że się sztucznie namnoży stanowisk, jak w niektórych korpo... I ok na rozum to może wchodzić, ale rozum, a to co się czuje i jak się się czuje to coś zupełnie innego. A co do tych stawek... Możesz uważać takie praktyki za ok, ale jednak... To jest praca. Nawet jeśli ktoś się dopiero uczy, to to też jest praca. Inna sprawa, że zdarza się tak, że najpierw robisz jeden staż, potem drugi... Chyba wolę nie wchodzić w szczegóły ostatecznie i tak kończysz bez niego. I to nie jest w porządku.

Kandara

Piszesz bez konkretów, coś słyszałaś, "niektóre korpo", "zdarza się tak". Ja też nie chcę wchodzić w szczegóły, ale po pierwsze, żeby mieć jasne i pewne myślenie o rzeczywistości, to trzeba się oprzeć na konkretnej wiedzy, a nie swoich odczuciach i wrażeniach. Po drugie nawet jeśli się nieładne rzeczy dzieją, to jak to się ma do czyjegoś życia tu i teraz? Jeśli coś kogoś nie dotyczy bezpośrednio, to dlaczego ma to mieć szczególną wagę w jego sądach, skoro istnieją dla tej osoby bliskie problemy, osobiste deficyty i bieżące sprawy, które są nieporównywalnie istotniejsze i wymagające skupienia się. Wiedza o czymś co nas nie dotyczy i na co my nie mamy wpływu może być tylko interesującym fragmencikiem rzeczywistości, z którego coś tam możemy sobie uszczknąć. Dopiero kiedy sami stanęlibyśmy wobec czegoś podobnego, to wtedy lepiej wiemy jak się odnaleźć.
A w skrócie to spoglądanie na swoje małe życie i swoje sprawy tu i teraz przez pryzmat kolosalnych filozoficznych problemów świata(typu chociażby jego niesprawiedliwości), raczej przyćmi i wykrzywi wizję niż wyostrzy. Więc trzeba zdjąć tę kliszę i wyjść śmiało w światło dnia, że tak podniośle to ujmę. I jak się już będzie miało miękki fotel i pełny brzuch(metaforycznie), to sobie można filozofować i znosić czyjeś cierpienia, bo można je "zamortyzować" i dalej żyć względnie spokojnie. Piszę to mając wzgląd na wydźwięk wszystkich twoich wypowiedzi.

ocenił(a) film na 8
HUtH

Niby jaki wydźwięk?

Kandara

resentyment, bezradność, poczucie straty?

ocenił(a) film na 8
HUtH

No cóż chyba po prostu nie widzę za dużo pola do manewru.

Kandara

To zupełnie oczywiste, bardzo dobrze, że sama piszesz, że "nie widzisz". Znaczy, że zmieniając perspektywę je zobaczysz. I w sumie tak sobie myślę, cała ta moja pisanina do ciebie sprowadza się do zasugerowania zmiany perspektywy. Być może trzeba będzie długo iść, i będą kolejne "zasłony" i "przebłyski", może nigdy się nie wyjdzie na górę czy równinę, a może kolejne widoki nie będą i tak się podobać i znów bęc zmiana będzie konieczna, lub co innego zepchnie z dobrego punktu widokowego... No dobra, znów tyle ci wyfilozowałem, jestem chory na grafomańską metaforyzację, dobranoc :)

ocenił(a) film na 8

Dobra minęło trochę czasu...
Trochę mnie wtedy podniosło, chciałam poznać odpowiedź na swoje pytanie, do tego doszedł ten czas w miesiącu, kiedy robię się nadwrażliwa i emocjonuje się (raczej negatywnie) byle czym. Ostrożnie udało mi się tutaj i poza kadrem, padło parę nie fajnych, wulgarnych słów pod Twoim adresem. Przepraszam, tego było za dużo, choć Twoje wypowiedzi nadal brzmią jak zniechęcanie i zbywanie, albo udowadnie mi, że się mylę, albo próba wybicia mi takich myśli z głowy...
I nadal się z tym nie zgadzam, ale mój przekaz mógłby być lepszy i bez zakulisowych wyzwisk.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones